
Szychta z lepidodendronem
Niecodzienne, choć bardzo górnicze hobby ma Aleksander Tomiczek - kierownik robót górniczych ds. wydobycia w ruchu Marcel kopalni ROW w Radlinie. W caliźnie ścian i na ociosach wyrobisk wypatruje śladów prehistorii. Ma dobre oko i szczęście, a w gabinecie zgromadził odciski i skamieliny karbońskich roślin, z których najstarsze mogą mieć nawet… 360 milionów lat!
- Zaczęło się zupełnie przypadkowo kilka lat temu. W ścianie uwagę zwróciłem na bryłę łupków, która wydała mi się dziwnie podobna do korzenia. Ale skąd korzeń drzewa na głębokości ponad 400 m w Radlinie?! Ten kształt nie dawał mi spokoju. Choć skała ważyła dobrych 10 kilogramów, postanowiłem wywieźć ją na powierzchnię. Niosłem znalezisko w rękach, żeby go nie uszkodzić – wspomina Aleksander Tomiczek. Geologię inżynier Tomiczek studiował wraz z górnictwem na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, jednak taka praktyczna lekcja przytrafiła mu się w kopalni po raz pierwszy.
Po nitce do kłębka, z pomocą znajomego geologa, udało się potwierdzić, że znalazł skamieniałe stygmarium – fragment korzeniotwórczego organu karbońskiego widłaka – lepidodendrona. Lepidodendrony, prehistoryczne rośliny podobne do drzew mierzyły nawet 30 m, wspierały się na pustym w środku pniu, którego średnica u podstawy dochodziła do 2 m. Ich cechą, która dzisiaj budzi zdziwienie i zachwyt jest okrywa – rodzaj kory o regularnym wzorze w kształcie łusek.
Nie bez powodu jeszcze w XIX w. botanicy po polsku nazywali tę roślinę łuskodrzewem. To kalka łacińskiej nazwy złożonej z dwóch słów pochodzenia greckiego: lepido – łuska i dendron – drzewo. A skąd lepidodendron w radlińskiej kopalni? To dość oczywiste! Lepidodendrony należały do najpowszechniejszych gatunków roślinności w karbonie – okresie ery paleozoicznej, trwającym od około 359 do 299 mln lat temu. Porastały podmokłe brzegi bagien i zbiorników wodnych, a obumarłe tworzyły w nich osad organiczny o kilkusetmetrowej miąższości. Właśnie z lepidodendronów powstawały torfowiska, które później, pod wpływem ciśnienia i temperatury, przekształcały się w złoża węgla kamiennego.
Odkrycie zainspirowało Aleksandra Tomiczka do dalszych poszukiwań, zauważył, że często udaje się znaleźć ciekawe eksponaty w rejonach uskoków oraz na pograniczu warstw węgla i skał. Najwidoczniej powstają tam w górotworze swoiste nisze, gdzie fragmenty roślin mogły przetrwać nieco dłużej, kamieniejąc lub odciskając się w łupkach. Zbiór prehistorycznych pamiątek liczy teraz kilkanaście okazów.
- Zacząłem wzbogacać kolekcję o inne przedmioty z historii radlińskiego górnictwa, np. książkę aktualizacji obudowy z roku 1980 wypełnianą skrupulatnie odręcznym pismem technicznym i rysunkami, pęknięte ogniwa stalowych łańcuchów czy dziwnie starte noże organów urabiających – wylicza Aleksander Tomiczek.
Udostępnij tę stronę